Dodaj do ulubionych

Największym kapitałem firmy są ludzie

Karolina Grabowska

 

Odwiedziliśmy Jerzego Bałdygę w jego firmie BAŁDYGA w Płońsku (woj. mazowieckie). Pan Jerzy jest także prezesem koła Stowarzyszenia Przedsiębiorców Leśnych w Warszawie.

 

Od leśniczego do zulowca

Jerzy Bałdyga jest inżynierem leśnictwa. Zanim założył własną firmę, przez trzy lata pracował w biurze Nadleśnictwa Gostynin jako stażysta i adiunkt, a później przez siedem lat jako leśniczy w leśnictwie Perna (obecnie Nadleśnictwo Kutno z siedzibą w Chrośnie).

To były lata 80. ubiegłego wieku. W Polsce były to dość trudne czasy. Niełatwo mieli też pracownicy Lasów Państwowych.

– Szukałem jakiegoś dodatkowego zajęcia – mówi Jerzy Bałdyga. – Przez pewien czas żona prowadziła firmę transportową. Woziliśmy papierówkę do Kwidzyna.

Na początku lat 90., gdy w LP zaczynała się prywatyzacja, Pan Jerzy miał już w swoim leśnictwie prywatne firmy. Przekonał pilarzy, żeby założyli własne zule. Swoją działalność rozpoczął w styczniu w 1994 roku. Jego firma zaczynała od obsługi trzech leśnictw.

– Pracowałem wówczas z 10 drwalami, którzy pozyskiwali drewno. Do dziś pracuje u mnie jeden z nich – mówi Jerzy Bałdyga. – Do zrywki wynajmowałem podwykonawców. Zajmowali się tym rolnicy.

 

Pierwsze inwestycje

Po kilku latach Pan Jerzy zaczął inwestować we własny sprzęt do zrywki, bo współpraca z rolnikami była trudna. Wiadomo – priorytet stanowiło dla nich własne pole, a nie las. – Sam konstruowałem maszyny, które wykonywali znajomi rzemieślnicy. Uczyłem się na własnych błędach – mówi.

I tak na przykład wózki do zrywki na osiach od żuka okazały się za słabe. Lepsze były osie od przyczep rolniczych. Pierwszy, większy sprzęt to odkupione od LP w 1997 roku LKT. Ta maszyna, oczywiście po kolejnych remontach, służy do dziś.

Potem był kolejny ciągnik, przyczepki, żuraw. Z dotacji z LP firma kupiła szwedzką przyczepę zrywkowa Möre Maskiner i ciągnik Zetor. Park maszynowy zasiliła też przyczepa zrywkowa Farmi Forest, ze sterowaniem elektrycznym. – Wzrost wydajności przy zrywce żurawiem ze sterowaniem elektrycznym w stosunku do sterowania mechanicznego wyniósł ok. 15% – mówi Jerzy Bałdyga.

 

Mobilne grupy

Pierwsze lata prowadzenia firmy leśnej były ciężkie. Nieraz bywało, że po opłaceniu składek, podatków, wypłaceniu pensji dla szefa nie zostawało już nic. Ale przyszły też lepsze czasy. W najlepszym okresie Pan Jerzy pracował w 12 leśnictwach na terenie trzech nadleśnictw. Miesięczne pozyskanie w tym czasie wynosiło nawet 45 tys. m³.

– Oczywiście posiłkowałem się podwykonawcami. Pozyskiwanie drewna wykonywali drwale, zorganizowani w mobilne załogi robocze. Jeździli w teren trzema żukami – mówi Jerzy Bałdyga.

 

Zasada dwóch nóg

Dywersyfikacja przychodów – to zasada, której Pan Jerzy stara się trzymać. Praca w więcej niż jednym nadleśnictwie już sporo daje – gdy w jednym jest mniej pracy, jedzie się do drugiego. Gdy jedno ma problem z płatnościami, pieniążki wpływają od drugiego.

Ale to jednak ciągle praca w usługach leśnych. Wystarczy okresowe wstrzymanie pozyskania w całej RDLP by firma miała kłopoty. – Dlatego od kilku lat żona prowadzi sklep z artykułami do ogrodu firmy Stihl i Victus – mówi Pan Jerzy. Sklep mieści się obok domu Państwa Bałdygów, w Płońsku na ulicy Lipowej 9. Prowadzi go żona, Pani Teresa Bałdyga.

Sklep to tak zwana druga noga, czyli inne niż usługi leśne źródło dochodu. Ale to jeszcze nie wszystko. Od kilku lat Pan Jerzy zajmuje się także handlem maszynami leśnymi. W ofercie są m.in. przyczepy zrywkowe Palms i ciągniki MTZ Bielarus.

To, co wyróżnia płońską firmę wśród innych dilerów sprzętu leśnego to doświadczenie w pracy w lesie. Pan Jerzy, prowadząc od lat zakład usług leśnych potrafi klientom doradzić, jaki sprzęt będzie dla nich najlepszy.

– Czasem sprowadzam na ziemię bujającego w obłokach przedsiębiorcę, który marzy o dużej maszynie a ma mały front pracy. Ale czasem też zachęcam klientów do większego zakupu tłumacząc, że jeśli pracy jest dużo, lepiej i taniej będzie wykonywać ją większym sprzętem – mówi Pan Jerzy.

Usługi leśne, sklep, handel sprzętem – to jeszcze nie cała działalność Państwa Bałdygów. Pan Jerzy średnio raz w roku organizuje kurs dla drwali. Chętnych zbiera z pobliskich nadleśnictw. – Rocznie przeszkalam 10–20 drwali. Kurs trwa trzy tygodnie, jest zgodny z rekomendowanym przez LP programem. Biorą w nim udział pracownicy okolicznych przedsiębiorców leśnych oraz osoby skierowane przez urząd pracy – mówi Pan Jerzy.

Firma czasem wykonuje też usługi z zakresu usuwania trudnych drzew. Pan Jerzy ma uprawnienia treeworkera, jest też członkiem Międzynarodowego Towarzystwa Uprawy i Ochrony Drzew. – Ciekawą pracą z tego zakresu było czyszczenie kwater na cmentarzu żydowskim w Warszawie, gdzie usuwaliśmy drzewa gatunków lekkonasiennych – mówi Jerzy Bałdyga.

 

 

 

(...)

 

To jedynie fragment tekstu. Chcesz czytać całe teksty?  Zamów prenumeratę "Nowej Gazety Leśnej"!

WIĘCEJ

 

 

 




Dodano 14:48 28-12-2012


  


  


  


  


  


Subskrypcja

Zostań naszym subkskrybentem a powiadomimy Cię o każdej nowości na naszej stronie.


Reklama