Dodaj do ulubionych

Falco z Jedwabna

Karolina Grabowska


Odwiedziliśmy jedną z większych firm leśnych w Polsce – Falco z Jedwabna (woj. warmińsko-mazurskie). Szefem zula jest Henryk Słowikowski, z zawodu leśnik. Zatrudnia ponad 80 osób.

 

Pan Henryk Słowikowski pracował w Lasach Państwowych jako podleśniczy. W 1995 r. dwóch kolegów ze szkolnej ławy założyło spółkę na terenie Nadleśnictwa Jedwabno. Przejęli 46 pracowników z dziewięciu leśnictw. Zajmowali się jedynie pozyskaniem drewna. Zrywkę organizowało nadleśnictwo. Na jednym obrębie etat pozyskania wynosił wtedy ok. 60 m³ drewna (dziś jest dwa razy większy).

Po dwóch latach Henryk Słowikowski założył własną firmę – Falco. Dziś zatrudnia 83 pracowników. Rocznie pozyskują 220 tys. m³ drewna na terenie 6 nadleśnictw. Firma cały czas się rozwija, właściciel kupuje nowe maszyny i zatrudnia nowych pracowników.

– Kupując nowe maszyny, zatrudniam również więcej osób – mówi Henryk Słowikowski. – Po pierwsze maszyny nie są w stanie wykonać pracy w stu procentach. Prawie na każdej powierzchni zrębowej drwal musi pomagać maszynie. Poza tym, im więcej mam maszyn, tym więcej trzeba pracowników, chociażby do realizacji drobnych zamówień.

Pilarze w firmie Falco miesięcznie zarabiają od 2 do 5 tys. zł. Dodatkowo dostają ekwiwalent za pilarkę. Henryk Słowikowski kupuje oczywiście swoim pracownikom odzież ochronną.

 

Pierwsze maszyny

Po dwóch latach istnienia firmy w 1999 r. Henryk Słowikowski kupił pierwszą maszynę do zrywki drewna. Następnie w 2001 r., jako pierwszy na terenie Nadleśnictwa Olsztyn, nabył przyczepę samozaładowczą marki Nokka. Solidna maszyna służyła w firmie bez większych awarii przez dziewięć lat.

Pierwszym harwesterem w firmie Falco był fabrycznie nowy, duży zrębowy Valmet 941. Przypłyną ze Szwecji razem z dwoma egzemplarzami dla nadleśnictw Żednia i Maskulińskie. Wtedy maszyny wpuszczano wyłącznie na zręby, w trzebieżach pracowali tylko pilarze.

Henryk Słowikowski kupił harwester w momencie, gdy maszyn wielooperacyjnych nie było jeszcze w Polsce zbyt wiele. Chciał w ten sposób rozwijać firmę. Poza tym etat pozyskania powoli zaczynał rosnąć. Początkowo dłużyce zrywał ciągnik rolniczy z wciągarką Fransgard. W 2007 r. w firmie pojawił się pierwszy forwarder z klembankiem.

Dziś lokalny rynek drzewny zainteresowany jest jedynie kupnem dłużycy. Na szczęście dwie duże firmy, Swedwood z Wielbarka i Velux Polska, potrzebują drewna kłodowanego.

Dzięki tym dwóm firmom lepiej wykorzystujemy potencjał naszych maszyn – mówi Henryk Słowikowski. – Generalnie klimat do wprowadzania na większą skalę drewna kłodowanego nie jest jeszcze najlepszy.

Innym problemem jest układanie stosów. – Nie wszyscy leśnicy nauczyli się odbierać stosy nieregularne, więc są miejsca, gdzie musimy układać równe stosy i zabijać je kołkami – tłumaczy.  – Być może niebawem się to zmieni i przestanie utrudniać pracę zulom.

 

(...)

 

To jedynie fragment tekstu. Chcesz czytać całe teksty?  Zamów prenumeratę "Nowej Gazety Leśnej"!

WIĘCEJ

 

 

 

 




Dodano 10:26 30-01-2013


  


  


  


  


  


Subskrypcja

Zostań naszym subkskrybentem a powiadomimy Cię o każdej nowości na naszej stronie.


Reklama