Kosą podzieleni

Pielęgnacja upraw z użyciem kosy chemicznej oszczędza czas i pieniądze, jednak konieczność użycia herbicydów zniechęca wiele nadleśnictw do jej stosowania.

Stosunek Lasów Państwowych do kosy chemicznej jest co najmniej dwubiegunowy – niektórzy pracownicy LP są z niej zadowoleni, inni uważają ją za samo zło. Konsekwencję tego zróżnicowanego podejścia odczuwają zulowcy.

– Wykonuję prace na terenie dyrekcji toruńskiej i pilskiej, ta pierwsza absolutnie zakazuje używania kosy, ta druga częściowo. To sprawia, że jak czasem jadę na powierzchnię, to lewe pole opryskuję, a prawego już nie mogę – opowiada Wojciech Szczotka, właściciel firmy Przedsiębiorstwo Leśne Wojciech Szczotka i wiceprezes Stowarzyszenia Przedsiębiorców Leśnych.

Pryskać czy nie pryskać?
Kosa chemiczna to proste i łatwe w obsłudze urządzenie, które niszczy chwasty przy użyciu herbicydów. Jej udoskonalona wersja – Herbaflex-4 to opryskiwacz, którego stożkowy dysk rozbija ciecz roboczą na kropelki o przeciętnej wielkości 200 mikronów.

Kropla o takiej wielkości jest wystarczająco duża, by nie być unoszoną przez wiatr i jednocześnie na tyle mała, by dobrze przyswajały ją rośliny.

– W tym urządzeniu mamy krople, na które działa grawitacja i nanoszenie jest bezpieczniejsze niż ciśnieniowe. Możemy opryskiwać nim wilgotne rośliny. Wykorzystujemy wysokie stężenie, dzięki czemu mamy dużą wydajność przy niskiej dawce – tłumaczy Eryk Cieślak właściciel firmy Micro-system, wyłącznego dystrybutora Herbaflexu w Polsce.

Dysk urządzenia napędza silnik elektryczny zasilany z czterech baterii R20 – niski pobór mocy zapewnia ponad 30 godzin pracy na jednym zestawie dobrej jakości baterii.

Wykonanie oprysku na powierzchni 1 hektara uprawy leśnej zajmuje około 10 – 14 godzin pracy, w zależności od trudności terenowych, zużycie na powierzchni 1 hektara to 1,5 – 2 litrów Roundupu – środka chwastobójczego na bazie glifosatu.

(...)

To jedynie fragment tekstu. Chcesz czytać całe teksty?  Zamów prenumeratę "Nowej Gazety Leśnej"!

WIĘCEJ