Wywiad Gazety Leśnej. Janusz Zaleski
LP powinny mieć większy wkład w budżet państwa niż do tej pory. Z tej oczywistej przyczyny, że są nie właścicielem, a zarządcą majątku skarbu państwa i powinny płacić rodzaj dzierżawy – mówi dr Janusz Zaleski, były zastępca dyrektora generalnego Lasów Państwowych.
Magdalena Bodziak: Czy rzeczywiście tak jest, że Lasy Państwowe są teraz marginalizowane i rząd ich tak nie docenia?
Janusz Zaleski: Mamy do czynienia z całkowitym upadkiem wizerunku leśnika. Ten pogląd, który forsują środowiska ekologiczne, że to leśnicy są powodem zniszczenia lasów, niestety zakorzenił się w społeczeństwie. Nie zgadzamy się z tym, że gospodarka leśna prowadzi do zniszczenia lasów, a każde wycięte drzewo to ubytek dla przyrody, dla bioróżnorodności.
Społeczeństwo jednak nie chce widzieć zrębów zupełnych i myślę, że to jest problem estetyczny, który wykorzystali ekolodzy, podsuwając rozwiązanie takie, że możemy zapobiec dewastacji lasów przez leśników poprzez zaniechanie nie tylko zrębów zupełnych, ale w ogóle gospodarki leśnej.
Czyli harwester stał się niepożądany, jest samym złem?
Oczywiście, dla niektórych środowisk ucieleśnia to zło. Natomiast ponieważ harwester nie może być wrogiem, to wrogiem jest leśnik albo organizacja, jaką są Lasy Państwowe.
Ustawiono LP w roli chłopca do bicia i ten efekt propagandowy został wykorzystany w 100 procentach. To przełożyło się na decyzje polityczne zadeklarowania przez koalicję rządzącą, objęcia ochroną 20 procent powierzchni lasów.
Boli Pana ten zły wizerunek leśnika?
Boli mnie, on jest niesprawiedliwy i niezasłużony Jesteśmy jednak sami sobie winni.
Polityka, którą prowadziło poprzednie kierownictwo Lasów Państwowych, ta walka z organizacjami pozarządowymi, bezwzględna chęć dalszego kontynuowania tej gospodarki, bo jesteśmy najlepsi. Ta chęć walki spowodowała, że społeczeństwo stanęło dość jednomyślnie przeciwko leśnikom. Utrata tego wizerunku nie jest tylko i wyłącznie „zasługą” ekologów, ale również skutkiem braku refleksji ze strony leśników, braku odpowiedniej reakcji, wypowiedzenia wojny, a nie poszukiwania kompromisu.
Co oznaczałaby całkowita rezygnacja z rębni zupełnych?
Zmniejszyłaby się ilość pozyskiwanego drewna i radykalnie zwiększyłyby się koszty jego pozyskania. Te koszty nie są warte zapłacenia. Należy ograniczać rębnie zupełne na niektórych siedliskach, natomiast całkowita rezygnacja jest według mnie nie do przyjęcia i nieuzasadniona.
A czy ze względów przyrodniczych to ma uzasadnienie. Czy rzeczywiście natura zyskałaby na tym, że nie byłoby rębni zupełnych?
Ostatecznie zapewne zyskałaby, bo zrąb zupełny jest ewidentną ingerencją zakłócającą wszelkie naturalne procesy. Ale jest również działalnością niezbędną do tego, żeby las dalej był, urósł na tym terenie. Więc nie ma tutaj łatwych odpowiedzi. Natomiast ekonomicznie, a nawet społecznie zakaz zrębów nie wydaje mi się ani uzasadniony, ani potrzebny.
To gdzie szukałby Pan kompromisu?
Wyobrażam sobie, że gospodarka leśna byłaby ograniczona do niezbędnego minimum na 20 procentach powierzchni lasów, a na pozostałych 80 procentach prowadzono by gospodarkę leśną, również zmodyfikowaną i to byłby kompromis.
Problem polega na tym, że wyniki obrad Narady o lasach wskazują na to, że jest forsowana jedna tylko myśl z kręgów ekologicznych i ona nie jest w trakcie tych obrad specjalnie modyfikowana, mimo oporu środowisk naukowych, samorządowców, zulowców, którzy są też przecież przy tych stolikach. Zbiera się grono ekspertów, po czym minister postępuje tak, jak sobie założył. Nie ma chęci do kompromisu ze strony rządowej.
Chcę przy tym powiedzieć, że nie jestem przeciwnikiem wprowadzenia tych 20 proc. Nie ma wprawdzie uzasadnienia naukowego dla tej liczby, która niesie olbrzymie ryzyko gospodarcze i społeczne, ale ze względów na ochronę klimatu, bioróżnorodności i w końcu ze względów politycznych musimy obejmować ochroną coraz większe obszary lasów.
Najważniejszym pytaniem jest gdzie i w jaki sposób. Trzeba dla tych obszarów po prostu ustalić sposoby ochrony. To nie powinny być rezerwaty ścisłe.
Jeżeli ustalimy sposoby ochrony 20 procent lasów i zagospodarowania pozostałych 80, to wszelkie obawy dotyczące dostarczania surowca na rynek, będziemy mogli oddalić, pod warunkiem, że te zmiany będziemy wprowadzać w sposób stopniowy, przemyślany, ewolucyjny. Myślę o horyzoncie przynajmniej 10 lat.
To jak dużo lasów powinno się wyłączyć pod ochronę ścisłą?
5 procent objęte ochroną ścisłą nie byłoby dla lasów i dla gospodarki żadnym problemem.
Pozostałe 15 procent to powinny być lasy pod ochroną czynną i lasy społeczne. Tam należy prowadzić zmodyfikowaną gospodarkę leśną. I to powinno być zapisane w polityce leśnej państwa, że mamy lasy w Polsce podzielone na dwie grupy: 20 procent objęte ochroną i 80, na których prowadzi się gospodarkę leśną.
Na tych 20 proc. powinno się wprowadzić zasady, nazwałbym je zasadami ochrony lasu, a nie hodowli, bo tam nie będziemy hodować lasu, tylko będziemy go chronili. Jestem za tym, żeby lasy społeczne były częścią tych 20 proc. lasów objętych ochroną.
(...)
To jedynie fragment tekstu. Chcesz czytać całe teksty? Zamów prenumeratę "Nowej Gazety Leśnej"!
WIĘCEJ
Dodano 12:33 25-09-2024